tanie podróżowanie, czyli Szkocja na piechotę – 90km trasą „Buchan Way”

Zgodnie z zapowiedzią, zapraszam Was na dalszy ciąg pieszej podróży po Szkocji. Ostatnio wędrowaliśmy trasą Deeside Way, 70 kilometrów w góry. Dziś pójdziemy w kierunku morza. The Formartine and Buchan Way (podobnie jak Deeside Way) jest to długodystansowa trasa krajoznawcza powstała na początku lat 90tych XX w. i także biegnie wzdłuż starej linii kolejowej. Biegnie na północ, z Aberdeen do Maud (ok. 40km), gdzie dzieli się na dwie części: Maud – Peterhead (ok. 22km) i Maud – Fraserburgh (ok.26,5km).

Przygotujcie się więc na dłuuugą trasę. Herbata, kawa, kanapki i wygodna pozycja siedząca – wskazane 😉

buchan way

Trasa dzieli się na kilka części. I tutaj też najlepiej sprawdził się bilet dzienny Stagecoach. Wędrówkę organizowaliśmy dokładnie w taki sam sposób jak poprzednio (jeśli jesteście ciekawi szczegółów zapraszam do relacji z poprzedniej trasy).

Szczegółowe informacje na temat długości i poszczególnych odcinków Buchan Way możecie znaleźć tutaj. Mierząc siły na zamiary podzieliliśmy trasę na kilka części. Na początku nie planowaliśmy dojścia do Peterhead, los jednak zaplanował dla nas inaczej, o czym przekonacie się czytając dalej 😉

 

DYCE – ELLON

ODCINEK PIERWSZY: KROWY

Tym razem ogarnięci już w sprawach autobusowych staramy się tak zaplanować trasę, aby jak najbardziej oszczędzić nogi i czas. Niedaleko naszego osiedla wsiadamy w autobus, kupujemy całodniowy bilet i wyruszamy w kierunku wysuniętej na północ miasta dzielnicy Dyce (tam również mieści się Aberdeeńskie lotnisko). Wysiadamy na wylotówce z miasta i łapiemy kolejnego Stagecoacha, który dowozi nas pod sam nos Buchan Way, czyli pod dworzec kolejowy w Dyce. Rozpoczynamy naszą wędrówkę, pierwsze kilka kilometrów prowadzi jeszcze przez miasto, potem trasa zaludnia się tylko w pobliżu miejscowości.

DSC_0224

DSC_0223

DSC_0225

DSC_0228

Na pierwszy rzut pokonujemy dwa odcinki z Dyce do Udny Station (13km)  i z Udny do Ellon (8km). Cały ten odcinek, to głównie pola i pastwiska. I KROWY. Dużo krów. Krowy za każdym zakrętem. Jeśli mieliśmy jeszcze nie dość krów, to po tym odcinku widok krowy przestał robić na nas wrażenie (chociaż i tak ciągle zatrzymujemy się przy wszystkich krowach, które choć trochę zwracają na nas uwagę). Były krowy łaciate, krowy krótkowłose, krowy futrzaste, krowy rude, krowy białe, czarne, krowy znudzone, leżące, biegające, małe, duże. Trafiliśmy też na jedną highland cattle (czyli długofutrzastą z wielkimi rogami), ale stała daleko odwrócona do nas zadem i żadne muczenie Lubego nie było w stanie przekonać jej do tego, żeby chociaż odwrócić się do nas przodem.

DSC_0235

DSC_0237

DSC_0231

DSC_0230

DSC_0245

Przemierzając więc morza krów dotarliśmy do uroczej Udny Station, gdzie zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek i posiedzieliśmy na peronie.

DSC_0241

DSC_0240

Budynek dawnego dworca Logierieve Station – obecnie przerobiony na dom. O jego dawnym przeznaczeniu świadczy stary zegar i peron stanowiący teraz fragment ogrodzenia. Na kolejnym zdjęciu las Logierieve.

DSC_0250

DSC_0249

Do Ellon dotarliśmy wczesnym wieczorem i tak naprawdę w tym punkcie nie pozostawało nam nic innego jak wsiąść w autobus powrotny do Aberdeen. Wczesna godzina, bilet ważny do północy, a w odległości 15 minut jazdy autobusem od Ellon w kierunku wybrzeża znajduje się Newburgh. O Newburgh’u wiedzieliśmy tyle, że mieści się u ujścia rzeki Ythan (która przepływa również przez umieszczone w głębi lądu Ellon) i że podobno jest ładny. Skonsternowani staliśmy długo na przystanku autobusowym próbując rozkminić rozkład jazdy. Szukaliśmy autobusu, który nie jedzie bezpośrednio z Ellon do Aberdeen, tylko odbija do Newbourgh’a. Zostały tego dnia tylko trzy kursy, przy czym wedle oznakowania żaden nie jechał przez  Newburgh.  Kłóciło się to z naszym pobranym z internetu rozkładem jazdy, według którego wszystkie trzy kursy zatrzymują się na jednym przystanku w Newburgh’u. Najlepszym źródłem informacji okazał się kierowca – i tak wylądowaliśmy w Newburgh’u. Tuż przed zachodem słońca.

NEWBURGH

Wysiadamy na przystanku koło szkoły i swoje kroki kierujemy od razu na plażę. Newburgh to maleńkie i bardzo stare miasteczko (powstanie datuje się na 1261 rok), które niegdyś stanowiło główny punkt łączący Ellon ze światem. Do tej pory stoi tam kilka domów o egzotycznie brzmiących nazwach – Shanghai, Santa Cruz, Sydney – zostały wybudowane przez najbogatszych kapitanów, którzy w owym czasie często w Newburgh’u stacjonowali. Najwyżej położony punkt miasta stanowi pagórek Gallows Hill, gdzie niegdyś przestępcy wieszani byli za zbrodnie („gallows” to po angielsku szubienica, „hill” to wzgórze). Newburgh jest na tyle mały i najwyraźniej bezpieczny, że zlikwidowano posterunek policji. Obecnie budynek pełni funkcję domu. O obecności posterunku w przeszłości świadczą jedynie pręty w jednym z okien i wygrawerowany w kamieniu napis na froncie domu „Police Station”.

Ponieważ wyprawa do Newburgh’a była całkowicie spontaniczna, nie byliśmy przygotowani do zwiedzania, więc wypruliśmy prosto na plażę. W dalszej części naszej wędrówki Buchan Way próbowaliśmy do Newburgh’a wrócić, ale za każdym razem brakowało nam czasu. Wrócimy tam na pewno, bo to miejsce niesamowicie mnie zauroczyło.

Sami zobaczcie…

By dojść na plażę przekraczamy mostek na jednej z odnóg rzeki Ythan. Tego dnia było dość wilgotno i jednocześnie słonecznie, więc wita nas tęcza.

newburgh

Absolutnie każde nawet najmniejsze miasteczko posiada tutaj pole golfowe, przez które przechodzimy aby dojść do miejsca, gdzie rzeka łączy się z morzem. Prócz kilku pań grających w golfa i pojedynczych osób na plaży nie spotykamy właściwie nikogo.

(panoramy proponuję oglądać w osobnych oknach - wystarczy kliknąć na zdjęcie)

IMG_0102

DSC_0258

Szum morza zakłóca dziwny dźwięk dobiegający z wody. Naprawdę dziwny. Kojarzycie na pewno dźwięki z horrorów w domach w których straszy… zawodzenia duchów. W języku angielskim jest słowo, które idealnie opisuje to odczucie – „creepy” 🙂 Oprócz nas na plaży jest pan fotograf z torbą pełną sprzętu (nic dziwnego – w końcu jest co fotografować) pytam go, czy również słyszy te dziwne dźwięki. Okazuje się, że na mieliźnie stacjonuje kolonia fok i to właśnie one są przyczyną tych odgłosów wprost z horroru.

DSC_0278

DSC_0296_01

DSC_0304

DSC_0297

Część fok pływa niedaleko brzegu, ale żadna nie wychodzi na plażę. Oprócz nas, pana fotografa i grupki trzech osób również z aparatem fotograficznym nie ma nikogo (a przynajmniej nikogo innego nie widzimy, w końcu gapimy się na foki) 🙂 W głowie powstaje mi pytanie, kto tu kogo obserwuje – my foki, czy foki nas? Bo plumkając sobie w morzu wyraźnie nas obserwują. Stoimy wszyscy jak zaczarowani dobrych kilkanaście minut.

DSC_0293

DSC_0270

DSC_0267

DSC_0261

newburgh 2

IMG_0110

IMG_0105

IMG_0100

IMG_0098

W końcu musimy ruszać dalej, bo ostatni autobus do Aberdeen nie będzie na nas czekał. Wędrując po plaży napotykamy jeszcze inne morskie stwory. Już nie tak urocze jak foki, ale na szczęście nieżywe. Od razu wyobraziłam sobie jak pływa sobie człowiek w morzu i nagle czuje galaretowate i zapewne kilkukilogramowe „plask” na swoim ciele (nie daj borze liściasty na twarzy!). Po powrocie w naszej lokalnej aberdeeńskiej gazecie znajdujemy informacje o pojawieniu się na plażach właśnie tych paskudnych stworów.

DSC_0308

Okazuje się, że to nie jakaś tam byle meduza ale największa na świecie, której średnica dochodzić może nawet do 2 metrów. Przeciętnie jednak ma około 50 cm średnicy i takie właśnie całkiem liczne okazy znaleźliśmy na plaży. Meduzy parzą, chociaż nie stanowią śmiertelnego zagrożenia dla człowieka, chyba że ktoś dostanie zawału po spotkaniu z taką w wodzie, zgodnie z moim wyobrażeniem 🙂

DSC_0309

Żeby dopełnić niespodzianek, nagle z wydm wyłania się człowiek na koniu∗ i kłusuje w dal. Na pole golfowe wracamy przez wydmy, gdzie odkrywamy pozostałości bunkra z II Wojny Światowej.

DSC_0313

Słońce już zachodzi, widoki są przepiękne i najchętniej w ogóle nie wracalibyśmy do Aberdeen, ale czas nagli i nie pozostaje nam nic innego jak tylko przemknąć przez pole golfowe i wrócić na przystanek.

DSC_0310

Wracamy do Aberdeen i w centrum standardowo łapiemy ostatni autobus do domu.

∗dygresja: nie wiem dlaczego, ale niezmiennie śmieszy mnie reklama „siedzę na koniu” i „przodem” i „tyłem”, zwłaszcza w komicznym polskim dubbingu (nie wiem, czy taki był zamysł autora, bo w wersji oryginalnej już taki śmieszny nie jest). Ilekroć widzę człowieka na koniu lub konia, to się uśmiecham bo w głowie słyszę ten tekst 😀

 

ELLON – MINTLAW

ODCINEK DRUGI: ZŁY ZAKRĘT

DSC_0053

Tego dnia planowaliśmy przejść z Ellon do Strichen, to razem trzy odcinki: z Ellon do Auchnagatt (12km), z Auchnagatt do Maud (7km) i z Maud do Strichen (9km). Opracowaliśmy plan, spisaliśmy połączenia autobusowe ze Strichen i wyruszyliśmy w drogę. Autobus do centrum, z centrum do Ellon i w Ellon na trasę. Pogoda tego dnia nie była najpiękniejsza, miejscami trochę siąpiło, było pochmurno. No cóż – Szkocja 🙂

Widoki podobne do poprzednich – łąki, pola, krowy – tym razem w ograniczonej ilości.

DSC_0004

DSC_0006

DSC_0012

DSC_0014

DSC_0015

DSC_0042

Po drodze mijamy lepiej i gorzej zachowane fragmenty peronów. Kiedyś tutaj zatrzymywał się pociąg…

DSC_0041

DSC_0058

DSC_0056

W wielu miejscach zachowały się chatki, w których zapewne pomieszkiwali pracownicy kolei.

DSC_0054

Podczas spaceru trafiamy na przeurocze stadko krówek wąchających nas wielkimi nochalami. Oczywiście nie mogę się oprzeć i robię 1000 zdjęć krowich paszczy.

DSC_0032

DSC_0025

DSC_0024

DSC_0036

DSC_0035

Z tymi panami chyba nie chciałabym mieć bliższego spotkania… 😉

DSC_0046

Jak wspomniałam, pogoda do najpiękniejszych tego dnia nie należała. Dość porządnie siąpi kiedy dochodzimy do pięknie zachowanej stacji w Maud, wychodzimy na drogę i tuż przed sobą mamy kolejny znak Buchan Way. Przemykamy szybko przez drogę i wchodzimy na ścieżkę. Maszerujemy tak kilka kilometrów, aż w pewnym punkcie zerkamy na mapę by sprawdzić jak daleko jeszcze do Strichen. Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, kiedy okazuje się, że wcale nie kierujemy się do Strichen…

DSC_0020

DSC_0017

…zamiast na północ w kierunku Fraserburgh’a poszliśmy na wschód. Jesteśmy kilka kilometrów przed Mintlaw, w drodze do Peterhead (na mapie widać to bardzo dokładnie). Zbliża się godzina 19:00, a my stoimy w szczerym polu. Po szybkich oględzinach mapy okazuje się, że w Maud powinniśmy byli wejść na trasę na północ w kierunku Fraserburgh’a, gdy tymczasem weszliśmy na ścieżkę prowadzącą do Peterhead. Chcąc dojść do naszego miejsca przeznaczenia czyli do Strichen, musielibyśmy wrócić się kilka kilometrów do Maud, a potem przejść jeszcze 9 km do Strichen. Zajęłoby to kilka godzin drogi na co ani czas, ani siły już by nam nie pozwoliły. Do Peterhead jest również za daleko. Decydujemy więc dojść do pierwszej miejscowości, czyli do Mintlaw i tam spróbować złapać jakiś autobus do Aberdeen. Po 2 godzinach docieramy do maleńkiego Mintlaw. Na szczęście jedzie tamtędy autobus do Aberdeen, więc mamy jak wrócić do domu. W tym punkcie decydujemy też, że w kolejnym tygodniu skończymy trasę do Peterhead, choć wcale nie zamierzaliśmy…

DSC_0065_03

MINTLAW – PETERHEAD

ODCINEK TRZECI: REKOMPENSATA ZA BRZYDKĄ POGODĘ

Tym razem pogoda postanowiła zaskoczyć nas w drugą stronę – słońce i niezmierzony błękit nieba. Przez większość dnia było również bardzo ciepło, nie powiem gorąco, bo nadmorski klimat powoduje że słowa „gorąco” używam nad wyraz ostrożnie (o słowie „upalnie” już zapomniałam). Powiedzmy, że gorąco było chwilami. Nie zmienia to faktu, że pogoda dla odmiany była przepiękna.

Czy ta kłoda nie przypomina Wam potwora z Loch Ness wynurzającego się z wody?

DSC_0002

Tylne wyjście z czyjegoś ogródka – wprost na trasę Buchan.

DSC_0006

DSC_0004

DSC_0003

Odcinek z Mintlaw do Peterhead to tylko kilkanaście kilometrów. Do Peterhead dochodzimy więc wczesnym popołudniem bez zakłóceń, nagłych zwrotów akcji i nieplanowanych wydarzeń.

Robimy sobie spacer wzdłuż wybrzeża i kierujemy się na dworzec.

DSC_0007

DSC_0018

DSC_0009

Spacerując po porcie zauważamy pozostałości dawnych zabudowań zalanych przez morze.

DSC_0033

Morze wyrzuca różne rzeczy, ale wózek sklepowy? …

DSC_0022

… kilka minut później dowiadujemy się w jaki sposób sklepowe wózki trafiają do Morza Północnego…

DSC_0029

Rzeka Ugie wpływa w Peterhead do morza.

DSC_0027

DSC_0031

DSC_0030

Dzielnica portowa stanowi spory fragment Peterhead – dość surowa zabudowa.

DSC_0039

DSC_0038

DSC_0037

Bez większych problemów kierując się mapą odnajdujemy dworzec autobusowy. Mamy w planie o 18:30 złapać kurs do Cruden Bay – popularnej miejscowości turystycznej.  Trafia nam się piętrowy autobus, zasiadamy więc na piętrze i podziwiając widoki dojeżdżamy do Cruden Bay.

CRUDEN BAY

DSC_0046

To malutka miejscowość turystyczna tuż nad morzem. Amatorzy plażowania i sportów wodnych znajdą tu coś dla siebie – plaża jest piękna i szeroka otoczona całkiem wysokimi wydmami skąd oczywiście widok na pole golfowe 🙂 Do plaży dochodzimy mijając właśnie fragment pola golfowego (trzeba uważa na latające piłeczki) i przechodzimy przez drewniany mostek na wodach Cruden. Jest piękna pogoda więc na plaży jest sporo spacerowiczów z psami. Z wydm rozciąga się widok na całe Cruden Bay i mieszczący się niedaleko zamek New Slains (dla nas jednak za daleko, by dojść tam na piechotę). Robimy mały obchód po miasteczku i przystanek na kanapki, po czym znów wsiadamy w autobus i wracamy do Aberdeen.

DSC_0041

DSC_0042

DSC_0077

DSC_0072

DSC_0071

DSC_0070

DSC_0069

DSC_0067

DSC_0064

DSC_0060

DSC_0058

DSC_0054

DSC_0051

DSC_0050

DSC_0049

DSC_0048

DSC_0045

DSC_0044

DSC_0043

MAUD – FRASERURGH

ODCINEK CZWARTY: CO KOŃ ROBI NA WZGÓRZU I ZACHÓD SŁOŃCA PO „POPRAWNEJ” STRONIE

Wracamy na trasę do Fraserburgh’a. Jednak, żeby wyruszyć w punkcie, w którym poprzednio zgubiliśmy drogę musimy jakoś dostać się do Maud. Zatem chińską kombinacją alpejską zaczynamy (oczywiście wszystko w ramach jednego operatora i biletu dziennego): 727 do centrum, 10:35 linią 67 do Mintlaw, o 12:00 linią 253 do Maud. Z Mintlaw do Maud wiedzie wąska droga między polami, gdzie kierowca musi się mocno skupiać mijając inne pojazdy. Po drodze nadrabiamy trasy, żeby ze Stuartfield zabrać jednego pasażera. Łącznie jedziemy w czwórkę, licząc kierowcę. Mamy szczęście, bo 253 nie jeździ zbyt często (czytaj: jakieś trzy razy na dzień i to nie w każdy). Do Maud docieramy przed 13:00.

Pięknie zachowane perony w Muad oraz budynek dawnego dworca, w którym obecnie mieści się między innymi muzeum prowadzone przez wolontariuszy.

DSC_0151

Hotel w Maud.

DSC_0157

Okazuje się, że nasza ścieżka na którą wtedy powinniśmy byli wejść znajduje się jakieś 30 metrów na lewo od tej, na którą weszliśmy i wygląda na pierwszy rzut oka tak, jakby zmierzała w tym samym kierunku. Taki drobiazg a czyni różnicę. Zwłaszcza na piechotę 😉

DSC_0159

Czeka nas zatem trasa z Maud do Strichen (9km) i ze Strichen do Fraserburgh’a (17,5km).

DSC_0161

DSC_0162

DSC_0166

DSC_0167

Znak wskazujący przejechane przez pociąg mile?

DSC_0170_01

Po starej drewnianej chacie pozostał tylko kominek …

DSC_0171

Pogoda znów dopisuje, możemy się cieszyć słońcem i błękitnym niebem. Do Strichen dochodzimy spokojnym krokiem przemierzając pola i łąki. W Strichen robimy malutki przystanek na zakupy w lokalnym sklepie i siku. I tu niespodzianka – w środku miasteczka, przy przystanku autobusowym (i kościele) całkowicie darmowa, otwarta dla potrzebujących, bezpłatna, czysta (mydełko, papier, ciepła woda) toaleta 😀 (podobna spotkała mnie też w maleńkim Kincardine O’neil na naszej trasie Deeside, a potem w Cruden Bay).

DSC_0189

DSC_0185

DSC_0183

Budynek dawnego dworca w Strichen – obecnie zamieszkały, na peronie suszą się ręczniki 🙂

DSC_0198

DSC_0195

Ruszamy dalej, czeka nas spory kawał drogi do Fraserburgh’a. Wracamy na ścieżkę i naszym oczom ukazuje się koń. Koń nie byle jaki, bo ogromy i leżący (tudzież stojący) na wzgórzu. Wielki jak samolot, ułożony z kamieni ( jak mniemamy w tamtym momencie). Okazuje się, że nikt nie poświęcił ileś czasu i energii na ułożenie konia z kamieni tak zupełnie od czapy∗, za koniem ciągną się legendy. Jedna z nich opowiada o tym, że kształt konia wyciął w lesie Kapitan Frasier (pochodzący ze Strichen), po tym jak zastrzelono jego konia w jakiejś holenderskiej bitwie w 1794 roku. Legenda głosi, że sierżant Henderson, który walczył z Kapitanem w tej bitwie zaoferował mu swego własnego konia. Zanim jednak do tego doszło, ten (znaczy sierżant) zginął w walce. Ku pamięci sierżanta Kapitan po powrocie do Strichen wyciął w lesie kształt konia. By zachować formę, koń został wyłożony kwarcytem. Ma długość prawie 50 metrów i niecałe 40 metrów wysokości, co czyni go na tyle widocznym, że możecie zobaczyć go na mapie satelitarnej google (wystarczy wpisać Mormond Hill).

DSC_0192

DSC_0201

Podobno gdzieś niedaleko konia znajduje się stworzona w ten sam sposób i wyłożona kwarcytem postać jelenia długości 73 metrów. Natomiast rosnące wokół drzewa zarastają na tyle, że jeleń nie jest widoczny z ziemi. Jeleń został stworzony przez najemców dziedzica Strichen z okazji jego ślubu w 1870 roku (zdjęcia jelenia i konia możecie też zobaczyć tutaj). Na mapie satelitarnej google koń jest widoczny fantastycznie, jelenia jednak nie umiem znaleźć.

∗dygresja: na logo mojego rodzinnego miasta wybrano parę lat temu amonit – miasto leży na jurze krakowsko-częstochowskiej, więc dość logiczny wybór. I właśnie przyszedł mi do głowy pomysł: jakby na okolicznym wzgórzu ułożyć z kamieni (albo z amonitów, a co!)  jeden wielki amonit widoczny z kosmosu 😀

Droga ze Strichen do Fraserburgh’a to pola i łąki, czasem pojawiają się niezbyt liczne farmy i małe stada krów lub owiec.

DSC_0200

DSC_0216

DSC_0206

DSC_0204_01

Niedaleko Fraserburgh’a napotykamy na ruiny jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego budynku i spalony samochód.

DSC_0218

DSC_0219

Kiedy widzimy już Fraserburgh na horyzoncie na trasie robi się większy ruch – to świetne miejsce na spacery z psem, pojawiają się biegacze i rowerzyści.

DSC_0227

DSC_0247

I krowy 🙂

DSC_0243

DSC_0238

DSC_0230

DSC_0228

Kolejna zamieszkana stacja – Philorth. Wieczorem można sobie posiedzieć na peronie i popatrzeć w gwiazdy 🙂

DSC_0249

DSC_0250

Do miasta wchodzimy mijając oczywiście pole golfowe. Gdy dochodzimy do wybrzeża robi się już dość wietrznie i po bardzo ciepłym dniu pozostaje już tylko wspomnienie. Przechodzimy przez fragment portu i dzielnicę portową. Ta część Fraserburgh’a nie jest szczególnie urokliwa – powiedziałabym raczej: surowa. Na skalisty brzeg docieramy w samą porę by zobaczyć zachód słońca. Wreszcie po ponad pół roku mieszkania nad morzem możemy zobaczy zachód słońca nad morzem 🙂 W Aberdeen słońce nie zachodzi nad morzem, tylko po zupełnie przeciwnej stronie. Północne wybrzeże Szkocji położone jest względem słońca tak jak polskie wybrzeże, dlatego słońce zachodzi po tej „poprawnej” stronie 🙂

DSC_0259

DSC_0262

DSC_0264

DSC_0256

DSC_0274

DSC_0271

DSC_0270

DSC_0268

DSC_0265

Szybkim krokiem kierujemy się w stronę dworca autobusowego i ostatnim autobusem wracamy do Aberdeen. Tym sposobem zakończyliśmy naszą wędrówkę Buchan Way. Łącznie ze zwiedzaniem okolic trasy, zrobiliśmy grubo ponad 100km na piechotę.

paula i milo

Zapraszam do komentowania :)