Kiedy zakładałam bloga, w zamyśle miałam dzielić się z Wami i tym co mi w kuchni wyszło i tym co poszło absolutnie źle. Jako że mistrzem kuchni się nie czuję i jeśli np. chodzi o pieczenie to nadal jestem gdzieś na poziomie powiedzmy pierwszych klas podstawówki (po tylu upieczonych ciastach i pavlovej postanowiałm się awansować z przedszkola), to w pozostałych dziedzinach czuję się całkiem całkiem nieskromnie 😉 Ale i tu zdarzają mi się wpadki, zwłaszcza, gdy jakieś danie przygotowuję po raz pierwszy i z niesprawdzonego przepisu.
Zatem lądujemy dziś na polu katastrofy. Patrząc na fotografię powiecie być może oszalałaś? jakiej katastrofy? przecież ta dynia wygląda pysznie! Zaiste, dynia wygląda smakowicie i właśnie na to jej piękno dałam się trochę nabrać, decydując się przygotować tą zapiekankę. Na zdjęciu wyglądała równie smakowicie, jeśli nie bardziej. Natomiast po przygotowaniu tej zapiekanki stwierdzam z całą pewnością (potwierdzoną rówież w słowach Lubego), że dynia nie obejdzie się bez porządnego przyprawiania. Aby wydobyć smak dyni, który niewątpliwie posiada, potrzeba porządnej dawki przypraw – inaczej wyjdzie po prostu bez smaku. To tak jak ze szpinakiem – bez soli, czosnku i gałki muszkatołowej będziemy mieli bezsmakową zieloną ciapkę.
A drugi wniosek to taki, że niekoniecznie to co na zdjęciu wygląda bosko i apetycznie, jest takie w rzeczywistości. Choć przepis z gazety zapewnia, że „To pożywne danie ucieszy nie tylko podniebienie, ale i oczy każdego smakowsza” – oczy na pewno, podniebienie (przynajmniej nasze) niekoniecznie.
Zatem poniższy przepis jest i ku przestrodze, ale i być może będzie dla Was zaczynem do stworzenia swojej własnej lepszej wersji tej zapiekanki. Bo pomysł wydaje mi się dobry, tylko celuje w jakieś takie bardzo „nie moje” podniebienie. Przyznaję – oryginalny przepis zawierał ser raclette, (ale takich cudów nie ma u mnie niestety) który byc może, a nawet na pewno, nadawał zapiekance charakterystycznego smaku. Natomiast wydaje mi się to i tak za mało, aby całość nabrała wyrazistości. Jeśli więc macie ochotę podjąć wyzwanie, to zapraszam na przepis (podaję za oryginałem).
Składniki dla 4 osób*:
• 1 kg dyni (najlepiej hokkaido)
• kilka kromek razowego chceba (u mnie ciemny chleb z pestkami dyni i słonecznika)
• 6-8 gałązek tymianku (u mnie łyżeczka suszonego)
• 200 ml mleka
• 200 g śmietanki kremówki
• 150 g sera raclette (u mnie zwykły żółty ser)
• tłuszcz do formy
• sól, pieprz i gałka muszkatołowa
Dynię umyć, pokroić na 4 części, usunąć miąższ razem z pestkami. Pociąć wraz ze skórką w kostkę . Oprószyć solą i pieprzem. Chleb pokroić na kromki. Tymianek umyć i oberwać listki.
Mleko wymieszać z kremówką i tymiankiem. Doprawić solą, pieprzem i gałką muszkatołową.
Piekarnik rozgrzać do 200ºC (z termoobiegiem sdo 175ºC) Kromki chleba zamaczać kolejno w mlecznej mieszance (pozostałą mieszankę odstawić). Chleb układać na przemian z dynią w wysmarowanym tłuszczem naczyniu żaroodpornym. Na wierzchu rozłożyć starty ser raclette.
Piec 40-50 minut w nagrzanym piekarniku. Po ok. 15 minutach pieczenia zapiekankę polać pozostałą mieszanką mleczną.
Kto ma odwagę niech próbuje, chętnie dowiem się czy i jak Wam wyszła ta zapiekanka i co postanowiliście w niej zmienić 🙂
*Z moich osobistych uwag – ta ilość mleka i śmietanki to było zbyt dużo na moją foremkę, polecam więc może wykonać trochę mniej płynu. Zwłaszcza, że po zapieczeniu mleko i śmietanka pozostają płynne i o ile z wierzchu zapiekanka jest smakowicie zapieczona, to w środku mamy trochę taką zupową konsystencję. Także tego…